Deee-instalacja
Programiści wychodzą z bardzo życiowego założenia, mówiącego zresztą bardzo dużo o nich samych: uważają, że do łowienia ryb w strefie przybrzeżnej potrzebny jest okręt mniej lub więcej przypominający lotniskowiec Admirał Kuzniecow. Tylko trochę większy, cięższy i lepiej uzbrojony. Po czym budują go i każą na nim pływać rybakom, uznając puszczane w ich stronę wiązanki związane między innymi z dzieciństwem tychże programistów i płonącą kołyską gaszoną łopatą za marynistyczną formę aprobaty i gorących podziękowań.
Tak właśnie, w metaforycznej formie, powstają i funkcjonują dzisiaj te małe cholerstwa do odinstalowywania programów. Nie można po prostu wyrzucić czegoś z dysku, teraz po potwierdzeniu swojej decyzji trzeba:
1. Odczekać dziesięć minut aż deinstalator przemyśli sens życia i obliczy silnię z pięciu miliardów.
2. Przez kolejne dwie godziny obserwować jak "weryfikuje instalacje". Istnieje podejrzenie, że proces ten został zaimplementowany przez pracowników Instytutu Pamięci Narodowej.
3. Przez pół roku medytować w nadziei, że "generowanie skryptu" kiedyś się skończy. Cierpliwości, w końcu "wygenerowanie" komendy "kasuj" to nie taka prosta sprawa.
4. Przeczekać samo usuwanie plików...
Zupełnie jakby programiści zabierając się za tworzenie czegoś tak prostego jak UnInstall byli nawaleni jak filipińska stodoła (vide Aleksander K.) i słyszeli głosy gier i programów proszących o możliwość odwleczenia egzekucji przez jak najdłuższy czas, aby mogły się pożegnać czule z całym dyskiem, napisać testament, w którym zostawią zastawę stołową firewallowi, a na końcu poprosić rejestr aby wydał akt zgonu rozpłakanemu kernelowi.
Zupełnie jakby programiści mieli jakieś sfiksowane pojęcie na temat człowieczeństwa.
Dodaj komentarz